poniedziałek, 20 czerwca 2011

1

Usiadłam na trawie wpatrując się w swój można powiedzieć dom. Mieszkam w domu dziecka, rodzice zostawili mnie od razu kiedy się urodziłam. Więcej szczegółów nie znam, nic nie wiem o swojej rodzinie, tutaj wszystkich traktuję jak rodzinę, wszyscy są mili, serdeczni. Nigdy nie będę miała zamiaru szukać rodziców, rodziny, oni mnie zostawili, oni mogą teraz cierpieć. Jestem blondynką o niebieskich oczach, moje włosy opadają z lekkością na ramiona, rzadka grzywka na czoło. Na co dzień ubieram się zwyczajnie, nie mam tak jak inne dzieci w moim wieku butów z nike, pumy ani oryginalnych, markowych ciuchów. Chciałabym, ale nie mam. - Natalio, chodź proszę na kolację. - usłyszałam głos pani Irenki, kucharki domu dziecka. Wstałam i podreptałam posłusznie do środka. Po kolacji poszłam pod prysznic, później położyłam się do łóżka i zasnęłam.
- Sto lat! Sto lat! - usłyszałam krzyki dzieci, które wbiegły do mojego pokoju. Otworzyłam oczy, nade mną stała gromadka maluszków i pani Irena. W tej chwili uświadomiłam sobie, że obchodzę dziś urodziny, siedemnaście lat, już minęło. - Dziękuję. - zaśmiałam się cicho, łzy napłynęły mi do oczu i zaczęłam każdego całować po policzku. - Wszystkiego najlepszego. - uśmiechnęła się do mnie pani Irenka, wręczyła mi prezent i uciekła z resztą z mojego pokoju. Otworzyłam małe pudełeczko. Już się domyślałam co to może być,   w środku był naszyjnik i list. - Żegnamy cię już... - co to miało znaczyć, zaczęłam się zastanawiać, puki do pokoju nie weszła dyrektorka. - Natalio, musimy porozmawiać. - uśmiechnęła się blado i usiadła na krześle nakładając nogę na nogę. - Słucham? - byłam niespokojna, byłam niecierpliwa, wiedziałam, że chodzi o coś poważnego, świadcząc o minie dyrektorki i o liściku. - Jedna rodzina, chciałaby cię zaadoptować. - spojrzała na mnie przeraźliwie. - Z jednej strony to fajnie, że będę miała rodzinę, a z drugiej to... będzie mi brakować wszystkich tutaj. -  wyszeptałam cicho. - Na razie tylko na próbę. - uśmiechnęła się śmielej. - No dobrze, muszę spróbować czegoś nowego. - uśmiechnęłam się, po czym spojrzałam na nią. - Kiedy? - zapytałam. - Dziś... popołudniu. - wyszeptała cicho. - Już? - zaśmiałam się. - Tak. - powiedziała, po czym wyszła z pokoju. To było moim marzeniem, wyrwać się z tego domu dziecka, byłam tutaj zamknięta jak w więzieniu, jednym placem, gdzie mogłam wyjść to plac pod ośrodkiem. Zaczęłam się pakować, spakowałam również zdjęcie z wszystkimi, zajęło mi to dwie godziny. - Natalia, na obiad! - usłyszałam głos małej Emilki, którą było słychać z drugiego piętra, tupot jej małych nóżek i delikatny śmieszek. - Już lecę! - zaśmiałam się cicho, po czym wyszłam z pokoju, złapałam małą Emilkę za rękę i razem wesołym krokiem poszłyśmy do stołówki. Tak, będzie mi brakować tych chwil. - Więc na początek może pożegnajmy dwie osoby, które opuszczają nas. - zaczęła pani dyrektor. Dwie? Jak to? - Natalia i Emilka, mamy nadzieję, że będzie wam się dobrze żyło. - posłała nam uśmiechy. - Emilka też? - spojrzałam na małą dziewczynkę, która miała niespełna 4 lata, stała obok mnie, ściskając moją dłoń. - Tak, państwo Kler adoptują was obie. - uśmiechnęła się radośnie. - Tak! Będę mieszkać z Natalią! - wykrzyczała niewyraźnie, ale zdołałam ją zrozumieć, zresztą, opiekowałam się nią non stop, była jak moja mała siostrzyczka. Skomentowałam to uśmiechem. Po zjedzeniu obiadu poszłam pomóc małej spakować się, nie minęło nawet pół godziny, kiedy dowiedziałam się, że nowi rodzice już są. - Już schodzimy! - krzyknęłam z pokoju małej, wzięłam jej torbę oraz swoją walizkę, spojrzałam po raz ostatni raz na pokój, złapałam małą za dłoń i zeszłyśmy. W holu ujrzałam kobietę i mężczyznę. Kobieta - wysoka, zgrabna, miała włosy koloru blond, falowane, zupełnie takie same jak moje, oczy brązowe, ubrana była bogato, podobnie jak jej mąż - wysoki casanowa, ubrany w gajerek, włosy postawione na żel. Byłam ciekawa, dlaczego akurat nas chcą adoptować. - Dzień dobry. - mała Emilka przerwała ciszę, chowając się jednocześnie za mnie. - Dzień dobry słonko. - uśmiechnęła się pani Kler. Podeszła do małej i przytuliła ją do siebie, ze mną zrobiła to samo. - Ja jestem Anna, a to jest Adam. - uśmiechnęła się w stronę męża, po czym złapała małą za rękę prawie ciągnąc ją za sobą. - Do widzenia. - przytuliłam panią dyrektor wraz z panią Irenkę, po czym pobiegłam do samochodu, który znajdował się pod budynkiem. Była to limuzyna, nie lubiłam tego typu rodzin, które wyróżniały się bogactwem. - Wiesz Natalia? Mam syna w twoim wieku, na pewno się polubicie. - uśmiechnęła się do mnie, a pan Adam dalej siedział cicho, odpalając tylko silnik. Mała Emilka przytuliła się do mojego ramienia, ja tylko pogłaskałam ją po głowie i zwróciłam wzrok na budynek, którego ledwo co było widać.